piątek, 20 czerwca 2014

Zapowiedź V rozdziału

Zapowiedź V rozdziału

Park Kościuszki. Niedziela. A ja z jakimś zbirem się szlajam. Jakie to nudne! Park… pff.Takie typowe dla zakochanych par. Ale ja go nie kocham, nie lubię nawet! Bo to zbir!
Idziemy obok siebie i żadne z nas się nie odzywa. Po co ja sięw ogóle zgodziłam?
- Dobra mam dość, idę do domu. - wydusiłam z siebie w końcu.
- To już nie do kościoła? Aż tak cię gorszę? - odpowiedział z ironią
- Nudny jesteś. - powiedziałam wprost
- Nu...dny? - wyraźnie wyprowadziłam go z równowagi. Ha! Tego się nie spodziewał.
Ja już ci pokażę, jak bardzo!

Rozdział już wkrótce!

środa, 21 maja 2014

Rozdział IV

Rozdział IV


Wyszłam przez gotyckie drewniane drzwi i pod wpływem impulsu udałam się od razu w kierunku toalety.
Już, już docierałam do drzwi, aż tu nagle drogę zastąpił mi ON.
- Nie tak szybko panienko. - wycedził, po czym popatrzył na mnie z drwiącym uśmieszkiem.
Nie mogłam wykrztusić z siebie słowa, spuściłam głowę w dół i oddychałam ciężko, po czym znów odważyłam się podnieść wzrok. Nadal prześwietlał mnie tym swoim przenikliwym spojrzeniem, od którego nie wiedzieć czemu zrobiło mi się nagle strasznie gorąco.
- Hej umiesz mówić? - naigrywał się
- Ja... ja... nie znam cię. - to jedyne co byłam w stanie z siebie wyksztusić. Próbowałam go ominąć, lecz na próżno.
- Ale ja cię znam. No co ty? Nie gadaj, że byłaś wtedy pijana, nie miałabyś takiego speeda w nogach! - o kurde! Pamięta ze szczegółami, ale ja starając się zachować minimum swojego bezpieczeństwa postanowiłam stanowczo zaprzeczyć.
- Nie wiem o czym mówisz, przepuść mnie! - warknęłam z wyraźnym oburzeniem.
Spojrzał na mnie jeszcze raz w ten szczególny sposób. Chyba postanowił zmienić taktykę. Z jego twarzy zniknęła agresja, a jej miejsce zastąpiła... skrucha?
- Hej to nie tak... - zagaił - Wcale nie zamierzam cię napastować, to z kolegami ... nie mieliśmy na piwo no... zamierzaliśmy  tylko poprosić cię o pieniądze. - oznajmił zmienionym głosem. Nie dałam się jednak zwieść. Z jego oblicza emanowała fałszywość.
- Jakoś ci nie wierzę. - popatrzyłam się na niego krzywo. - a teraz już zostaw mnie, nie jestem tu sama zaraz pójdę po... - cholera!
- Po babcię? Hahahaha... ja nie mogę! - śmiał się do rozpuku, och, czemu ja zawsze najpierw mówię potem myślę?
- Żegnam. - syknęłam przez zęby z nieukrywaną nienawiścią.
- Nie żegnaj się, jeszcze za mną pobiegniesz i to z takim samym speedem jak kiedyś, tyle, że w przeciwnym kierunku. - odparł uśmiechając się cynicznie. Że co ? - pomyślałam. On ma za wysokie mniemanie o sobie! Debil! Niewiele myśląc udałam się w końcu do tej toalety i zamknąwszy się w kabinie przeczekałam całą przerwę i pół aktu.  Babcia oczywiście jak to ona nie zważając na to, że jest w teatrze zrobiła mi scenę gdzie ja to się podziewałam. Mam to gdzieś! Co za dzień! Patrzyłam bezmyślnie na śpiewaków, koncentrując się bardziej na ciemnoszarym sklepieniu nad sceną, niż na sensie przedstawienia. ,,Memento mori" - zawył główny tenor, po czym zarówno on, jak i prima balerina strzelili sobie z pistoletu w skroń.
Trochę im zazdrościłam. Chcę zniknąć i to natychmiast! W końcu przedstawienie, tudzież aria dobiegła końca i mogłyśmy wrócić do domu. Po przyjściu od razu zamknęłam się w swoim pokoju,by nie słuchać skarg babci, dotyczących mojego zachowania. Odruchowo sięgnęłam po telefon by napisać do Mirandy... hej przecież jestem na nią obrażona! W końcu zdecydowałam się wysłać jej krótką wiadmość, która brzmiała: ,,Poznałam kogoś."  Nie musiałam długo czekać na odpowiedź, już po minucie przeczytałam" ,,Gdzie, kiedy , jak ? Przystojny?". Uśmiechnęłam się z satysfakcją do ekranu komórki, miałam ochotę ją zbyć, tak jak ona mnie, ale w końcu odpisałam: ,,Jutro ci wszystko opowiem". Wystukawszy wiadomość
wyłączyłam telefon, by mnie nie kusiło jej odpisywać.
Było już późno, więc położyłam się do łóżka, lecz gdy tylko zamknęłam powieki, przed oczami stanął mi ON. Ach! Otworzyłam je szybko. Nie potrafiłam przypomnieć sobie jego wyglądu. Pamiętałam tylko głos i TO spojrzenie. Boże! To takie mroczne, a za razem intrygujące.
Mam nadzieję, że go już nigdy nie zobaczę...

***

Katowice 8 grudnia 2013r.


Tej nocy nie spałam za dobrze. Męczyły mnie krótkie, aczkolwiek intensywne sny, których sensu nie jestem już w stanie sobie przypomnieć. Całe szczęście, że dziś niedziela! Mogę wylegiwać się przed telewizorem i to bez strachu , że ktoś mi przeszkodzi. Tak, tak Kacpra nie ma! W każdą niedziele idzie ze swoim biologicznym ojcem do parku, na gokarty albo do kina. Mama chodzi do swojej siostry, a ja mam luz! Leżę w łóżku do 11-stej, po czym nie przebierając się nawet z piżamy schodzę do salonu i kładę się na sofie włączając jednocześnie telewizor. Hmm... telewizja śniadaniowa, nic ciekawego, telezakupy - skaczę bez sensu po kanałach. Nagle pod wpływem nagłej myśli stwierdzam, że pasowałoby się w końcu wybrać do kościoła. Nigdy nie byłam specjalnie religijna, ale przecież w tym roku mam bierzmowanie ,powinnam coś zmienić. Mira - "ateistka od urodzenia" jak sama siebie określała, by mnie wyśmiała, lecz w tamtej chwili mi
to zwisało. Wzdychając wstałam z kanapy i poszłam się ogarnąć. Na dworzu było względnie ciepło jak na tę porę roku więc na ubrałam bluzę, dżinsy i conversy, a na to cieńką jesienną kurtkę i wyszłam z domu
nawet się nie umalowawszy. Zerknęłam na zegarek, za dwadzieścia dwunasta, mam jeszcze sporo czasu do mszy, więc postanowiłam udać się do sklepu, po ten lakier, który rzekomo miał być dziś w niesamowitej przecenie. Wychodząc z kiosku zatrzymałam się by zawiązać sznurówkę. Nagle ktoś przy mnie
stanął, nie musiałam podnosić wzroku by odgadnąć kto to. Przesadnie długo wiązałam tego buta, więc usłyszałam:
- Cześć mała, cóż za nieoczekiwane spotkanie. - tym razem cyniczny ton głosu
Wstałam i popatrzyłam się na niego z nieskrywanym zdziwieniem. Co on tu robił?! Czy on mnie śledzi? Nie wiedziałam co mu powiedzieć, toteż znanym sobie sposobem wyłączyłam myślenie i zdałam się na impuls.
- Nie jestem mała, mam jakieś 3 centrymetry mniej od ciebie... wzrostu. Nie śledź mnie. Nie mam czasu na rozmowy, bo się spieszę.- wyrzuciłam z siebie wszystko, co siedziało mi w tej chwili w głowie.
Popatrzył na mnie jak na kosmitkę, po czym spytał:
- A gdzie to sobie idziesz malutka? - złośliwy uśmieszek nie schodził mu z twarzy. Co za typ!
- Do... do... nieważne!- że też tej niedzieli nie robiłam tego co zwykle! Co ja mam mu powiedzieć? Wyśmieje mnie!
-  Do kościółka tak tak rozumiem mamusia kazała... - wcale nie! Sama chciałam wyjątkowo. Ale tego mu już nie powiem. Zerknął na mnie po czym pokręcił głową z rozbawieniem.
- Jeśli chcesz mogę zaproponować ci coś ciekawszego niż msza. - szepnął konspiracyjnie, a mnie zrobiło się jeszcze bardziej gorąco. Cóż za zmiana taktyki! Z rozkazów i stwierdzania faktów przeszedł do niewinnych propozycji, przynajmniej mnie pytał o zdanie... tak jakby. Rozum podpowiadał mi żeby skończyć tę jałową dyskusję i co sił w nogach popędzić do... kościoła, to by było rozsądne. Ale z drugiej strony korciło mnie zapytać co to za propozycja. On mi może coś zrobić!- ganiłam się w myślach. W końcu odparłam z niegrzecznym wręcz powątpiewaniem:
- Co taki ktoś jak ty ma do zaoferowania?
To go chyba zbiło z pantałyku. Jego twarz zmieniła wyraz na ... zły... bardzo zły.  Zmrużył oczy i spojrzał na mnie wrogo.
- Wiele... ale ty oceniasz po pozorach... - boje się!
- No dobrze, to był tylko żart, proszę nie gniewaj się! - gdzieś miałam, że pokazuję swój strach. Bałam się go i tyle! Parsknął urywanym śmiechem. Chyba trochę się udobruchał, bo wrócił ten ironiczny uśmiech.
- Chodźmy... zapraszam cię do parku. - powiedział lekko i już bez tego agresywnego napięcia. Wmurowało mnie w ziemię.
- Eee... - tylko tyle byłam w stanie z siebie wydobyć. Czy ten gangster właśnie zaproponował mi ... przechadzkę? W sumie tak bardzo nie chciało mi się iść na tą mszę... Postanowiłam zmienić taktykę, z bojaźliwej na prześmiewczą. Dalej nie byłam  pewna czy chcę z nim iść.
- A może od razu na lody co ? - odparłam kpiąco
- Kpisz ze mnie panienko ?  - co za typ. On nawet nie wie...
- Hej ty nawet nie wiesz jak mam na imię! - wypowiedziałam na głos swoją myśl.
- Nieistotne. Więc nawiązując do twojej poprzedniej wypowiedzi możemy najpierw, do parku, a na lody to ewentualnie potem, ale ty mi nie wyglądasz na taką, co się bzyka na pierwszej randce. - kontynuował swój wywód patrząc na mnie w ten jego szczególny sposób. Znowu nie wiedziałam co ja mam temu typowi odpowiedzieć, cholera! Myślałam i myślałam... przecież mogę do kościoła iść na 18-stą, a taka okazja może się już nie trafić, może on mi nic nie zrobi...
- Myślisz, jakby tu chodziło o ocalenie świata, a nie o zwykłe przejście się. - prychnął zniecierpliwiony
- Dobrze chodźmy do parku, ale o lodach zapomnij! - wyksztusiłam w końcu nad wyraz cicho.
- Panienka to pierwsza zaproponowała cóż za hipokryzja! - naśmiewał się, lecz był wyraźnie ucieszony tym, że się zgodziłam.
-  Anka... - podałam mu rękę z obawą i wymuszonym uśmiechem.
- Kuba. - potrząsnął nią na powitanie, a z jego twarzy zniknął przebiegły uśmiech.
- No to chodźmy...

***
cdn.

środa, 7 maja 2014

Rozdział III

Rozdział III

Patrze na nie, obracam na wszystkie strony, wygładzam zgniecenie. Te przeklęte bilety do opery. Już w szkole robili sobie ze mnie podśmiechujki, a co dopiero w domu. Będzie jak nic powtórka z rozrywki. "Co dostałaś? No pokaż! Nie zjem ci tego! Co? Bilety do opery? Ha ha, a kto ci to dał? Wojtek? O Boże Anka jaki obciach!" No może, oprócz tego ostatniego , moja mama nie używa raczej takich stwierdzeń. Siedzę w tramwaju i patrzę się bezmyślnie za okno. Szarość dzisiejszego dnia ewidetnie mnie dobija. Co to za mikołajki bez śniegu? Moje ponure rozmyślania przerywa dźwięk SMS-a. No tak to Mira! Na śmierć zapomniałam do niej napisać, co dostała. Na pewno się wkurzyła. Otwieram i czytam; "Żyjesz? Co dostałam? ODPISZ!" Cała ona... mogła by choć raz się mną zainteresować. Odpisuję "Perfumy Beyonce i naszyjnik". Tak, to niestety była prawda. O całe 100 złotych za dużo, ale czemu tu się dziwić, Antek szaleje za moją przyjaciółką. I nie tylko on... Chociaż z drugiej strony te bilety wcale  nie musiały być takie najtańsze. Głupia jesteś! - ganie się w myślach. Na pewno je od kogoś dostał, jego nie stać nawet
na książki do szkoły, nie mówiąc już o porządnych butach. Chwilę później dostaję kolejną wiadomość; "Serio? Super! Antek to ma gest, kocham kocham kocham!:* " I co ja mam jej na to odpisać? Znowu nie zapytała o mnie! Trudno... dobra piszę! "Mira chyba się nie doczekam, aż się mnie spytasz co JA dostałam. Więc piszę ci, że bilety do opery, nie to nie żart. I nie mam z kim iść ." Wysyłam. Czekam i czekam na odpowiedź i dojechawszy pod dom dalej się nie doczekałam.
Chcąc ominąć wszechogarniające pytania, zmykam szybko na górę i zamykam się w swoim pokoju pod pretekstem ogarnięcia masy nauki. Plecak rzucam w kąt, a kurtkę do szafy, nie zdejmując nawet butów rzucam się na łóżko. Chwileczkę... aa zimno! Zdecydowanie za zimno. Co się dzieje? Cholera, kto mi otworzył okno w taki ziąb? Co najciekawsze nie było całkowicie otwarte, a raczej nieudolnie przymknięte, tak jakby ktoś chciał je zamknąć od strony podwórka. Czy to Kacper, czy nie Kacper niewiele mnie obchodziło. Zamknąwszy okno położyłam się na nieposłanym łóżku i wystukałam na moim Iphonie numer, który miałam właściwie od zawsze, ale nigdy na niego nie dzwoniłam. Oddychałam cicho nadsłuchując czy nikt nie nadchodzi. Czułam się jak jakiś przestępca, choć w istocie nim nie byłam.
- Tak słucham? - po drugiej stronie usłyszałam ciepły, delikatny głos. Nie wiedziałam od czego zacząć...
- Marysia? To ja Anka... W sumie to chyba pierwszy raz do ciebie dzwonię eee... - po co ja to mówię?
- Och witaj, nie nie pierwszy. Ostatnio dzwoniłaś w pierwszej gimnazjum jak chciałaś pożyczyć ćwiczenia
z historii. - odpowiedziała rzeczowo. Skąd ona pamięta takie rzeczy?!
- Możliwe. Słuchaj, mam pytanie. Nie mam czasu więc krótko. Mam 2 bilety do opery, a nie mam z kim iść,
wybrałabyś się ze mną? Wiem, że to twoje klimaty. - postanowiłam przejść do sedna sprawy
- Pomysł niezły. Gdzie, kiedy i o której?
- Ee... - zdałam sobie sprawę, że nawet nie popatrzyłam na te informacje. - Chwileczkę już patrzę! Więc jest to Opera Śląska, jutro na 18. Sztuka nosi tytuł "Mister Smith".
- Oj kochana, na jutro nie dam rady, jestem już umówiona. Idź z twoją powiernicą.
- Że z kim ?- ewidentnie głośno myślałam
- Z Mirandą Faustyną Wolską.  - odparła lekko ironicznie. Dziwne, to nie w jej stylu! I skąd ona wie o jej drugim imieniu? Mira nigdy się do niego nie przyznaje, bo uważa, że jest obciachowe.
- Wiem! Ale używasz dziwnych słów. Nie, z nią nie.
- Czyżby? No dobrze pomijając moje słownictwo to czemu z NIĄ nie? - spytała dalej tym dziwnym tonem.
- Nie zgodzi się... - mruknęłam z rezygnacją
- A ty na jej fanaberie muzyczne się zgodziłaś. Dokładnie to wczoraj. Wcale nie chciałaś tam iść. Nie uważasz, że twoja przyjaciółka jest ci coś winna? - Jezu, ale ględzi!
- Nie było tak źle... poza tym nie twoja sprawa. Nie to nie, twoja strata . Cze...- chciałam odłożyć słuchawkę
-Anka! Nie widzisz, że ona rządzi całym twoim życiem? Jak możesz? - niegrzecznie mi przerwała, w jej głosie czułam ... troskę?!
- Marysia! Nie widzisz, że nikt cię nie lubi, bo jesteś takim dziwolągiem? - odpłaciłam jej pięknym za nadobne.
- Do dzisiaj myślałam, że chociaż ty jesteś inna. Ale się myliłam. Żegnaj Anno. - jaka wariatka! Nawet nie nawiązała  do tematu. Ona chyba serio jest ślepa.
- Dla ciebie to Pani Sypień dziecinko. - byłam już na prawdę wkurzona, nie obchodziło mnie to, że mam odzywki jak małolata.
- Może kiedyś zrozumiesz... pomodlę się za ciebie. - ciągnęła tym swoim melancholijnym tonem. Tego już było za wiele!
- Spierdalaj!!! - krzyknęłam do słuchawki, a następnie cisnęłam telefonem pod biurko.

Nie minęło dziesięć sekund jak moja matka wparowała do pokoju.
- Zwariowałaś? Ty wstętna dziewucho jak się odzywasz do brata? I czemu jesteś nie przebrana? Ty flejo! - och jak miło...
- To nie było to Kacpra. Wyjdź mi stąd! - odpowiedziałam z równą jej wrogością.
- Jak ty się do mnie odzywasz?! Tak to się możesz odnosić do koleżanek, których nie masz! - znowu te jej wszechwiedzące teksty
- Japa!!! - straciłam już nad sobą wszelkie panowanie
- Szlaban do odwołania! - cóż za poprawna komunikacja!
- Świetnie! W takim razie masz te zasrane bilety, które dziś dostałam, bo nie mam co z nimi zrobić! - cisnęłam w nią moim prezentem
- A co my tu mamy? Proszę, proszę bilety do opery... Ależ romantyk z tego Grybosia - wycedziła sarkastycznie podnosząc brew.
Popatrzyła się na mnie z tym swoim głupim uśmiechem;
- A właśnie, że pójdziesz do tej opery. I to z babcią! Od dawna mi mówiła, że chce się wybrać na tą sztukę. To będzie twoja kara. -Grr... co ona powiedziała? Jak tam będzie ktoś znajomy to już po mnie!
- Nie! - krzyknęłam świadoma, iż zaraz się zaczną pieśni Jeremiasza, bo ja przecież pyskuję!
- Nie pyskuj mi tu! - och mogłabym być wróżką!
Spojrzałam na nią niepewnie. Miała minę jakby zaraz miała mnie uderzyć. Znowu wygra jędza jedna! W obronie własnej nietykalności osobistej westchnąwszy odparłam:
- Dobra pójdę. Dzwoń do babci.
Matka spojrzała na mnie z góry. Wiedziałam, że miała mnie za nic. Od zawsze cała rodzina i przyjaciele mieli mnie za nic. Nikogo nie ochodziłam, byłam niczym to powietrze, przeźroczysta. Albo jak trawa- niedoceniana i deptana. Gdybym umarła  nikt by się nie skapnął.
Czy ten dzień może być jeszcze gorszy? W przypływie impulsu wysyłam SMS-a do Miry. "Ale ta stara mnie wkurza! Pomocy, kazała mi iść do teatru z babką! ".
Przez około pół godziny czekam wciąż zła na odpowiedź, by przeczytać; "Nie mam czasu, pogadamy w szkole". Świetnie! Na cóż mi się przydasz za 3 dni? Ja potrzebuję rady T E R A Z! No nic, poradzę sobie sama...
***

Katowice 7 grudnia 2013r.


Około 6 rano obudziły mnie roboty drogowe. Klnąc na czym świat stoi otworzyłam laptopa. Parę sekund i już jestem na fejsie. Co my tu mamy? Na głównej; Miranda Wolska była z użytkownikiem Klara Potocka i Luiza Kamionka w miejscu Endorfina Club. Że co? Wczoraj? A mi pisała, że jest chora. Ściemniara do potęgi entej... I to jeszcze z służącymi Emilii! Czy ona myślała, że tego nie zobaczę?  Byłam zła. Na prawdę bardzo mocno wkurzona. Chciało mi się krzyczeć.
Wróciłam do łóżka i leżałam do nie wiadomo której. Obudziła mnie matka:
- Wstawaj! Co tyle w łóżku gnijesz obiad jest!
- Zaraa
-Babcia już czeka
Że co ? Nie zdążyłam się nawet ubrać gdy wparowała do pokoju.
- Kochana! Jak ty zamierzasz iść do teatru w takim stroju? - spytała z oburzeniem
- Ale ja nawet...
- Żadne ale! Wiedziałam, że tak będzie, masz tu sukienkę. - cisnęła we mnie SWOJĄ staromodną suknię z bordowej satyny.
- Babciu! Nie ubiorę jej, bo to nie teatr tylko opera. - krzyknęłam zrozpaczona i zmieszana
- Bez dyskusji. Masz coś lepszego?
Pff całą szafę. Co ta babka sobie myśli.
- Ubiorę spódnicę i to co najwyżej, bo mamy grudzień i nie chcę zamarznąć. - próbowałam negocjować
- Jak chcesz, za godzinę wychodzimy, chcę mieć miejsce w pierwszym rzędzie.
- Dobrze, a teraz wyjdź chce się przebrać! - wygoniłam ją
Zrobiła tą swoją minę w stylu "ostatni raz cię gdzieś zabieram" i wyszła. Z dołu usłyszałam, jak narzeka na mnie jaka to ja jestem pyskata i , że mama nie umiała mnie wychować . Bla bla bla... Masakra!
Nie zastanawiając się dłużej wyciągnęłam pierwszą lepszą spódnicę i bluzkę. Nie obchodziło mnie to, że była to letnia, zwiewna spódnica plażowa, niech się babka cieszy, że w ogóle ją ubiorę. Bluzka biała, taka jaką się niegdyś ubierało na rozpoczęcie roku szkolnego, z kołnierzykiem. Chyba zwiariowałam! Jak by mnie ktoś znajomy zobaczył... albo nie daj Boże Miranda... to by dopiero był wstyd!
- Może być? - spytałam chłodno
- No widzisz jak chcesz to potrafisz. - odpowiedziała babcia wyraźnie uradowana
- Ha ha ha! Jaka żenada! - naigrywał się Kacper
- Zjeść to i zejść mi z oczu. - ach te bezosobowe polecenia jak zwykle mamo!
Koniec końców, po długim i niedobrym obiedzie, jechaniu pół godziny w korkach i odstaniu swojego przed kasą, zajęliśmy miejsca na balkonie teatru, bo okazało się, że do pierwszych rzędów trzeba było mieć złotą kartę czy coś. Nie obyło się oczywiście bez narzekania i kłócenia się babci z kasjerką. Na szczęście nikogo znajomego! Zaczął się pierwszy akt... nuda , nuda , nuda. Jak oni wyją! Gdy babcia nie patrzyła grałam w Happy Jump na telefonie. Drugi akt... nie powinno być przerwy?! Ze znudzeniem oparłam się o balustradę, gdy nagle...
O mój Boże!
Znam go!
Zbladłam, kryjąc twarz w dłoniach. Spojrzałam jeszcze raz w dół. Tak, to bez wątpienia jeden z nich. Patrzy się na mnie z... zaciekawieniem? Szybko cofam głowę.
- Co się stało? Kogo znajomego wypatrzyłaś? - pyta babcia
- Nie nic to ... koleżanka. - odparłam wyraźnie za szybko
- Jaka? Znam ją?
Musiałam popatrzyć się jeszcze raz, by to wyglądało wiarygodnie.
- Nie, jednak nie, przewidziało mi się. - czemu miałam taki piskliwy głos??
To był ON, jeden z nich. Ten, który pamiętnego dnia 20 listopada gonił mnie w celu niewiadomym.
Co on robi w teatrze do cholery?!
Dzwonek. Przerwa. To już po mnie.

CDN.

sobota, 3 maja 2014

~.~

Przepraszam za poślizg w dodawaniu rozdziałów, ale byłam dość zajęta ;)).
Jutro, albo po jutrze dodam rozdział 3  .

Pozdrawiam ;*.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział II

Rozdział II


Miałam wrażenie, że przez całą drogę powrotną Miranda nie odezwie się do mnie ani słowem, co byłoby nawet odprężające, lecz po pięciu minutach moje przypuszczenia się nie sprawdziły.
- Wybacz, nic nie mówię bo się zamyśliłam. No, ale... jak ci się podobał koncert?! Miazga co? - powiedziała, wyraźnie za głośno, tak, że ludzie siedzący obok dziwnie się popatrzyli.
- Było... przyzwoicie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Przyzwoicie?! - znowu za głośno
- Nie moje klimaty, kilka piosenek było fajnych i tyle. No, ale ten Adam ... - popatrzyłam się na nią znacząco, żeby ją wkurzyć
- Weź przestań, nawet jak podpisywał autografy to gapił się TYLKO na ciebie. Widocznie podobają mu się takie mroczne dziunie. - mój plan wkurzenia Miry się powiódł, denerwując jednocześnie mnie.
- Dziunie? Ej uważaj co mówisz, nie chce się tu z tobą kłócić.- odparłam wywracając oczami
- Ech może przesadziłam. - udawała skruchę
- I co jaki z tego wniosek? - podsumowałam głosem nauczycielki
- Że na każdy ich koncert będę się ubierać cała na czarno!
Haha cała Mira! Ledwo się powstrzymałam, żeby nie wybuchnąć śmiechem i powiedziałam:
- Okej, okej. Mówię Ci następnym razem on będzie twój! - dowartościowanie zawsze na nią działa
- Dzięki Ana też tak sądzę.  - uśmiechnęła się do mnie.
I do końca podróży powrotnej panował względny spokój. Niestety miało się to zmienić już nazajutrz...

***

Katowice 6 grudnia 2013r.


Budzę się rano. Właściwie nie sama z siebie. Ze snu wyrywa mnie przerażający wrzask mojego młodszego brata.
- Aaaaa!!! Nowy czołg! Super!
Że co? -pomyślałam
- Anka wstawaj! Patrz co dostałem! - poinformował mnie wciąż krycząc.
No tak! Dziś przecież mikołajki! Na śmierć zapomniałam
- Nie chce mi się, przynieś mi pokazać. - odpowiedziałam
- Ankaaaa!!!
Jezu!
- Idę... no super czołg na prawdę. - oznajmiłam z wymuszonym entuzjazmem
- Yhy... a ty co dostałaś?
- Kacper ja mam 16 lat! Takie pierdoły mnie nie obchodzą.
- Jaasne już ci wierzę, po prostu zazdrościsz, bo tobie rodzicie nic nie dali! - naigrywał się mały potworek.
Sekundę później, jakby na znak zawołała mnie mama. Zeszłam na dół, a ona wręczyła mi małe pudełko zawinięte w złoty papier.
- Och to dla mnie? Dziękuję. - powiedziałam uśmiechając się do niej
- Ej Anka, a co ty myślałaś, że do starych koni Mikołaj nie przychodzi? - odparła mama
- Puszczę tą uwagę o koniach mimo uszu. - Ach mama i te jej powiedzonka!
- No już otwieraj! - popędzała mnie
Zdarłam papier, a tam... nowa Mp3! Wow, w końcu coś lepszego niż skarpety w renifery.
- Dzięki mamuś na prawdę mi się podoba. - przytuliłam ją
- Ha! Wiedziałam, że to będzie strzał w dziesiątkę. - była wyraźnie z siebie zadowolona
Nagle do kuchni wparował Kacper, od razu mi mój prezent wyrywając.
- Co?! Ja dostałem głupi czołg, a ona Mp3! - awanturował się
- To przecież kosztuje tyle samo. -poinformowałam go wywracając oczami.
- Przecież Mikołaj je robi, a nie kupuje. - spojrzał na mnie kpiąco.
- Skarbie twój czołg jest przecież lepszy. Tak czy nie? - mama starała się go udobruchać.
- Tak!- potwierdził .

***
W drodze do szkoły nie wydarzyło się nic specjalnego. Pilnowałam tylko, by cało donieść prezent dla Emilki. Szkolne mikołajki... Pff co to za głupi zwyczaj. Gdybym jeszcze wylosowała jakąś fajną osobę, ale nie! Emilka to szkolna gwiazda i typowy plastik. W głowie jej tylko zakupy, kosmetyki i chłopaki. I jak na ironię- blondynka. Ale farbowana, w przeciwieńswie do Miry. Cóż ja jej mogłam kupić? Już pomijając ten głupi limit 25 złotych, kupno prezentu dla takiej osoby to prawdziwa katorga. Co by nie dostała,
to i tak się nie ucieszy, a już na pewno nie podziękuje. Postanowiłam się nie wysilać. Kupiłam błyczyk, lakier do paznokci, czekoladę i kolczyki. Taki standart. Jak dla takiej wredoty to i tak za nadto.
Wychodząc z autobusu myślałam o tym feralnym podarku, gdy nagle usłyszałam:
- Ej uważaj jak chodzisz! - o nie wpadłam na kogoś
- Ee przepraszam. - wybąkałam zawstydzona. Po chwili spojrzałam na owego przechodnia. O kurczę! To był Krzysiek, mój kolega z podstawówki.
- Anka? - spytał nie kryjąc zaskoczenia
- Tak, cześć Krzysiek. - odpowiedziałam równie zaskoczona.
- Kopę lat stara! Niby mieszkamy w jednym mieście, a nie widzieliśmy się od dwóch lat. Opowiadaj co u ciebie? - poklepał mnie po ramieniu, jak za dawnych lat.
- Właściwie to powolutku. Raz gorzej raz lepiej, ale jakoś żyje. A u ciebie? - nie wiedziałam co mogę mu powiedzieć.
- Ech nic się nie zmieniłaś! Dalej gadasz jak stara baba. U mnie zajebiście wręcz. Dostałem pracę. - poinformował z uśmiechem na ustach
- Pracę? W trzeciej gimnazjalnej? - ten to dopiero ma szczęście!
- Tak dla ścisłości to jestem w drugiej... ale nie chodzę do szkoły, wali mnie to. Pracuję w kopalni. - wyraźnie się zmieszał podając mi informację o swoim nieprzejściu się.
- Och... - nie wiem czym byłam bardziej zdziwiona; tym, że nie zdał, czy tym, że został robolem. - W kopalni?? To... fajnie.
- Nie rób takiej miny Anka. No przecież nie przy kilofie. Obsługuję windę. - puścił do mnie oko
- Uff, to już lepiej.
- Musiałbym trochę przypakować, pracuję nad tym... - uśmiechnął się znacząco, zapewne chcąc potwierdzenia z mojej strony.
- Widać.Zmężniałeś. - podsumowałam krótko.
- Ha ha, no tak. Miło mi się z tobą gawędzi, ale muszę lecieć mam na 8:30 do pracy. - uścisnął mnie na odchodne.
- Dobrze, do zobaczenia. - odwzajemniłam uścisk.

Po tej krótkiej rozmowie udałam się w kierunku szkoły. Mojej przyjaciółki nigdzie nie było widać więc ruszyłam prosto do szatni. Znając mojego życiowego pecha musiałam oczywiście natrafić tam na Emilkę i jej dwie poddane - Luizę i Klarę. Popatrzyły się na mnie krzywo. Po czym ich przywódczyni jakby przypominając sobie o mojej dzisiejszej funkcji rzuciła:
- O, to ty Anka. No pokazuj, co dla mnie masz. - rozkazała
- Dajemy sobie prezenty dopiero w klasach. - odpowiedziałam krótko, nie chcąc wdawać się w niepotrzebne dyskusje.
- Już! Chcę zobaczyć jaki to badziew mi kupiłaś. - nie dawała za wygraną. Jej koleżaneczki zaśmiały się szyderczo.
- W klasach. - powtórzyłam machinalnie i odpychając je wyszłam z szatni
- Jeszcze zobaczysz! Pożałujesz! - usłyszałam za sobą, ale niespecjalnie się tym przejęłam.
Pierwszą lekcją tego dnia była matematyka. Z jednej strony kochałam piątki, ale z drugiej nienawidziłam z tego właśnie względu. Pod salą siedziało już kilku uczniów, jednakże Mirandy wśród nich nie było. Dziwne... jej autobus odchodzi przecież o 10 minut wcześniej od mojego. Przysiadłam się do mojej dobrej koleżanki Marysi. Była to osoba specyficzna, mało kto ją lubił. Mi z kolei nie przeszkadzała. Nie akceptują jej, bo co? Bo się dobrze uczy? Bo nosi długie spódnice? Bo nigdy jeszcze nie miała chłopaka?
Pusty tok myślenia. Rzucam na powitanie:-
- Hej, co słychać?
-  Cześć, w porządku, choć męczy mnie ostatnio migrena. A co u ciebie Aniu? - powiedziała nad wyraz uprzejmie patrząc się mi prosto w oczy, jak to miała w zwyczaju. Ach te jej maniery!
- Fajnie, byłam wczoraj z Mirą na koncercie LemOna. Nie wiesz czemu jej jeszcze nie ma? - zapytałam głupio, bo przecież skąd ona mogła wiedzieć. Miranda nią gardzi,nigdy się z nią nie zadaje i mi też nie pozwala.
- Koncert LemOna? Och wspaniale, kocham te ich mądre teksty! Dlaczego ciągle wspominasz o tej twojej Mirusi? Nie możesz chwili wytrzymać bez konwersowania o niej? - no i zakwasiła klimat, zaczynam żałować, że do niej zagadnęłam.
- Wiesz co pójdę sprawdzić, czy jej nie ma w toalecie.- odpowiedziałam wymijająco
- Ech, może pewnego dnia zrozumiesz. - popatrzyła się na mnie z politowaniem. Niech się wali cnotka jedna!
W ubikacji zastałam tylko dwie pierwszogimnazjalistki odpisujące zadanie z chemii. Gdy weszłam popatrzyły się na mnie takim wzrokiem, jakbym była brudna, a następnie zaczęły coś szeptać. Wszyscy się dzisiaj na mnie uwzięli! Chwilę później zadzwonił dzwonek i weszliśmy do sali. Zajęłam miejsce w ławce, PUSTEJ ławce. Gdzie ona jest? Piszę sms-a z zapytaniem czemu jej nie ma. Chwilę później dostaję odpowiedź: "Rozchorowałam się po wczoraj, daj znać co dostałam od Antka." Uff czyli żyje. W sumie wolałabym być teraz z nią, albo chorować, byle by nie na tej okropnej matmie. Jakoś zcierpiałam całą lekcje, bo dziś ze względu na mikołajki nie było pytania.Następną lekcją była Godzina Wychowawcza. To właśnie wtedy mieliśmy sobie wręczyć prezenty.
- No kochani, proszę teraz podejdźcie do osób, którym macie wręczyć podarek. - oznajmiła wychowawczyni
Podeszłam więc do Emilki i bez słowa położyłam papierową torebkę na jej ławce. Usłyszałam pogardliwe prychnięcie.Gdy wróciłam do swojej leżał już na niej prezent od Wojtka. Gorsza osoba nie mogła mnie już chyba wylosować. Wojtek to klasowe pośmiewisko, nie myje się i ma najgorsze oceny w klasie. Otworzyłam z rezygnacją prezent. Co my tu mamy? Hmm... zapewne słodycze pakowane do gotowych paczek w sklepach. Cudnie. Nie! Odrywam wieko tekturowego pudełka, a tam... bilety do opery dla dwóch osób! Tego żaden wróżbita Maciej by nie przepowiedział. Totalna niespodzianka. W głowie pojawiło mi się tysiąc myśli; z kim pójdę, w co się ubiorę, jak na to zareaguje Mira i o czym to jest, bo tytuł mi nic nie mówi.W przypływie nagłej dobroci postanowiłam jednak, być lepszą od Emilki  i rzuciłam w stronę mojego darczyńcy wcale nie takie suche - "Dzięki". Uśmiechął się jak debil. Niech sobie nie myśli!
Czy ten dzień może być jeszcze bardziej zaskakujący?

CDN.

_______________________________
***
Kochani dziękuję za wszystkie komentarze. Trzymajcie proszę za mnie jutro, po jutrze i po po jutrze kciuki, gdyż piszę egzamin gimnazjalny z historii, WOS- u i polskiego, w czwartek matematyka i przyrodnicze, a w piątek angielski. Boję się! Ale jakoś dam radę ;)).
Pozdrawiam :) .

piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział I

5 grudzień 2013 Katowice

Od tamtego wydarzenia minęło już ponad dwa tygodnie, a nadal śni mi się to po nocach. Jak sobie przypomnę ten upadek... Potem ich próba pozbawienia mnie torebki, portfela i dokładnie rzecz biorąc- wszystkiego. Całe szczęście, że udało mi się wyrwać. Co tam wyrwać! Bogu dzięki, że przejeżdżał wtedy akurat tamtędy ten facet. Niby nie powinno się wsiadać do samochodu z obcymi, ale jakie ja miałam wyjście. Brr... muszę o tym zapomnieć, chociaż to nie takie proste. Podobno każde złe doświadczenie w życiu niesie ze sobą naukę. Teraz już wiem, że wysoce ryzykownym jest chodzenie wieczorem po takim mieście jak Katowice.
Katowice- stolica rapu, brudu , syfu, biedy i czego tam jeszcze ,co najgorsze. Czemu ja tu muszę mieszkać?
Moja przyjaciółka Miranda od kąd pamiętam chce mieszkać w Warszawie. Ale to nie dla mnie. Tam pewnie jeszcze gorsza przestępczość panuje, tylko się o tym nie mówi. Moim marzeniem jest zamieszkać na wsi... małej, cichej, najlepiej gdzieś w Bieszczadach. Gdzie wszystko jest takie zacofane, a życie płynie tak jakoś... wolniej. Tam poskręcane winorośle pną się majestatycznie po starych budynkach, ale nie budzi to odrazy, jak stare niemieckie kamienice u nas z grzybem z każdej strony, nie nie, tam w górach to określa się mianem oryginalnego pensjonatu, chodź wcale nie droższego od najtańszego motelu na Giszowcu.
Cóż się będę rozpisywać o moim "jakże cudownym" mieście, szkoda słów! Zaraz muszę się szykować, bo idę z Mirą do Spodku na koncert LemOn`a. Że też ja się dałam na to namówić! Bite dwie godziny słuchania jakiś jęków wychudzonego blondynka. Ech, czego to się nie robi dla przyjaciółki.
Weszłam do łazienki, żeby się jakoś ogarnąć. Postawiłam na minimum, w końcu to nie jest koncert rockowy tylko... no właśnie; co to ma być? Coraz bardziej zaczęłam żałować tego, że się zgodziłam. Ach ta Mira! Ona to dopiero ma dar przekonywania, nie dziwota- wszyscy chłopacy na nią lecą. Odpędziłam od siebie złe myśli i zaczęłam się w końcu malować. Tusz, odrobinę e-linera , podkład i błyszczyk - ot cały mój koncertowy makijaż. Popatrzyłam na swoje odbicie z dezaprobatą... eh blada szatynka o przerażająco zielonych oczach. Kto by się mną zainteresował? Nie dziwię się, że jeszcze nigdy nie miałam chłopaka. Co innego Miranda! W zeszły wtorek zerwała ze swoim s i ó d m y m chłopakiem. Tak ona, jej jeszcze nikt nigdy nie rzucił. Moja przyjaciółka to niska blondyneczka, szczupła, aczkolwiek nie wszędzie, jeśli wiecie o co mi chodzi. Zniewala swoim niebieskookim spojrzeniem, chociaż moja kuzynka twierdzi, że chłopacy lecą raczej na jej grzyweczkę. W każdym razie ideał. Lubię z nią wychodzić, zawsze jest śmiesznie, ale czuję się przy niej jak powietrze...Z ponurych rozmyślań o mojej beznadziejności wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Na wpół gotowa otworzyłam.
- Hej Ania! - powiedziała głośno Mira zanim jeszcze zdążyłam do końca otworzyć drzwi
- Oo siemka czekałam. - uśmiechnęłam się blado, po czym cmoknęłyśmy się jak zawsze na powitanie.
- Słuchaj ty tak idziesz? O nie! A jak tam będą jacyś przystojniacy ,jak się im pokażesz?
I tak będą zwracać uwagę tylko na ciebie - pomyślałam, ale powiedziałam:
- Już się wymalowałam i nie zamierzam bardziej, to nie koncert Iron Maiden, nie zrobię sobie black tapety. - zaprotestowałam
- Oj Anka, Anka... gdybyś ty widziała jaki tam jest przystojny gitarzysta to byś padła! - zachwycała się Mira
- Nie sądze... dobra zaczekaj w kuchni a ja się przebiorę. - ostudziłam jej entuzjazm
- Ale...
- Bo się spóźnimy ! - w sumie moglibyśmy...
- Masz rację, jeszcze będziemy stać w tyle i nas nie będą widzieć! No szybko, szybko - pośpieszała mnie
- Ogarnij się to my mamy ich widzieć, a nie oni nas. - zaśmiałam się idąc w stronę pokoju
- Oj Aniu jak ty nic nie wiesz. - zawołała za mną Mira, a ja puściłam tę uwagę mimo uszu. Jak zwykle.

Po prawie godzinie tłuczenia się tramwajem do Spodka byłam już na prawdę wkurzona i zniechęcona. Moja przyjaciółka wręcz przeciwnie. Cały czas słuchała na telefonie piosenki tegoż zespołu, żeby się "nastroić na koncert". Przejrzałam się w szybie. Wyglądałam wcale nie najgorzej. Po krótkim przepatrzeniu szafy zdecydowałam się na czarny T-shirt z białą czaszką, koszulę z ciemnego dżinsu, czarne klasyczne rurki i czarne conversy. Miranda nie była moim strojem szczególnie zachwycona, ale cóż ja poradzę, że przyzwyczaiłam się chodzić na koncerty w tym właśnie kolorze. Mnie raczej frapowała absurdalność
włożenia conversów w grudniu. Jak będą po tym wypadzie do wyrzucenia, to normalnie ją zatłukę!

W końcu dotarłyśmy na miejsce. Na dzień dobry przeszukali nas czy aby nie mamy ze sobą czegoś niedozwolonego. Była tam dziewczyna i chłopak jako ochroniarze, nie muszę mówić kto przeszukiwał Mirandę! I to podejrzanie dłużej ode mnie. Brr.. wzdrygnęłam się z zniesmaczeniem.
Następnie oddałyśmy nasze kurtki do szatni i ustawiłyśmy się czekając aż otworzą drzwi. Czekałyśmy chyba z godzinę, a moja towarzyszka w tym czasie zbajerowała plus minus pięciu młodych chłopaków.
Koniec końców wpuścili w końcu niecierpliwy tłum "Lemon`ersów" na halę.
-Szybko pod samą scenę! - krzyknęła mi do ucha Mira ,po czym chwyciła mnie za rękę i zaczęła biec jak głupia do barierek.
"Niestety" a dla mnie raczej na szczęście inni byli szybsi i musiałyśmy się zadowolić miejscem w drugim rzędzie.
- Anka to przez ciebie! Mogłyśmy być szybsze. Teraz nikt już nie zobaczy mojego stroju !- rozpaczała
- Ach przestań już. - uciszyłam ją gestem i słowem.
Rozejrzałam się w około... było dość dużo osób, ale jak na Spodek to bezczelnie mało. Może tysiąc może dwa... Po długim oczekiwaniu około godziny 20 koncert wreszcie się zaczął. W około pisk setek dziewczyn. Boże czemu muszę tego słuchać?! Zaczęli grać... jeden , drugi smęt, nie znam ani tego ani tego. Na hali wszyscy śpiewają. Czy tylko ja jestem tu z przypadku? Trzecia piosenka już trochę bardziej w moim klimacie. Ostrzejrze dźwięki, da się słuchać. Potem znowu coś nieznajomego. W końcu doczekałam się tej piosenki z radia " I tak będę z tobą" czy jakoś tak. Nie znam tytułu. Podśpiewywałam trochę, ażeby nie wyjść na kompletną ignorantkę. Na bis zagrali "Napraw" to znałam prawie całe. W końcu koncert dobiegł końca . Nawet dało się przetrwać.
Już szykowałam się do wyjścia, gdy wtem usłyszałam zaskoczony głos Miry:
- A dokąd się wybierasz? Czekamy na autografy i zdjęcia!
- Że co? Błagam cię jestem już zmęczona, a oni wcale nie są tacy znowu...
- Bez dyskusji, muszę mieć zdjęcie z tym przystojnym gitarzystą! - do prawdy powiedziała to w stylu małego fochniętego dziecka.
- Raczej basistą ... - poprawiłam ją
- Jak zwał tak zwał, chodź idziemy, zaraz wyjdą! -  i znów pociągneła mnie za sobą.
Stanęłyśmy wśród rozchichotanych fanek i czekałyśmy. Zaczęło mi już zasychać w ustach, tam było tak gorąco! Po jakimś półgodziny nareszcie wyszli. A tu wokoło znowu pisk! Mira jak to Mira jako jedna z pierwszych dopchała się do autografów.
- Chodź Anka zrobimy sobie zdjęcie z Adamem! - krzyknęła
Że z kim ? - pomyślałam, ale nic nie mówiąc podeszłam. Ach tak to ten basista.
- Jejku jesteś taki przystojny muszę sobie zrobić z tobą zdjęcie. Kocham wasz zespół! - bajerowała Mira, a Adam był temu widocznie rady.
- Cześć, świetny koncert. - powiedziałam nieśmiało.
- Dziękuję. Miło, że wam się podobało. - powiedział uśmiechając się DO MNIE
- Uwaga robię! - zakomunikowała Mira wyraźnie zirytowana faktem, że to nie do niej się uśmiechnął.
Zrobiłam najładniejszy uśmiech na jaki mnie było stać. Akurat! Pewnie jak zwykle wyjdę na zdjęciu jak naćpany debil.
Kątem oka zauważyłam, że moja przyjaciółka robi tą charakterystyczną minę z podniesioną brwią ...
Mrugnęłam , a Adama już nie było no trudno.
- Idziemy? - spytałam, pewna że mi zaprzeczy
- Idziemy- ku mojemu zdziwieniu potwierdziła Mira. Była taka... zgaszona?
...
CDN.

czwartek, 17 kwietnia 2014

Prolog

Katowice 20 listopad 2013r.

- Biegnij Anka! Uciekaj! No już, nie słyszysz co mówię?! - krzyczał zirytowany, nieznajomy mężczyzna.
Już, już chciałam się zapytać skąd ON zna MOJE imię, gdy ten popchnął mnie w kierunku przeciwnym do
zbliżających się napastników.
Jak zwykle w takiej sytuacji nie myślę. Zaraz mogą mnie pobić, zgwałcić albo pozbawić życia, a ja jak głupia
zastanawiam się skąd on mnie do cholery zna, skoro ja go nie kojarzę nawet z widzenia.
Spojrzałam jeszcze raz na biegnących w moim kierunku młodych, aczkolwiek gniewnych chłopaków,
potem jeszcze raz na nieco starszego nieznajomego i zaczęłam biec. Najpierw powoli, potem coraz szybciej
i szybciej, po chwili zaczynało mi już brakować tchu. Dobrze, że to nie film- pomyślałam, bo gdyby to był film to na pewno natrafiłabym na jakiś ślepy zaułek.
Byłam coraz bardziej przerażona, gdyż pomimo mojej ciągłej ucieczki, wrogie głosy zbliżały się w nieubłaganym tempie. Nagle poczułam, że rozwiązała mi się sznurówka. Ale biegłam dalej. W oddali widziałam sklep...
No jeszcze 100 metrów... jeszcze 50... upadłam na ziemię potykając się o kamień...

C.D.N